- Nie rozumiem, czemu aż tak bardzo ci na tym zależy - Jessie Claire kucał przy murze, wypatrując strażników. - Przecież, jak cię złapią, to dopiero będziesz miała kłopoty - blondyn nie pochwalał zachowania swojej towarzyszki. Kiedy poczuł powiew zimnego wiatru, bardziej naciągnął na siebie czarną, skórzaną kurtkę. Uniósł do góry swoje ciemne jak atrament oczy i z przerażeniem stwierdził, że księżyc w pełni, rzuca za dużo światła na pustą, pozbawioną drzew przestrzeń, która dzieliła ich od budynku.
- Po prostu siedź tu i pilnuj - nakazała mu dziewczyna przywierająca do muru tuż za nim. Noemi Levett była zgrabną brunetką o długich nogach. Zielonymi oczami rozejrzała się po okolicy, sprawdzając, czy nikt ich nie obserwuje. - Muszę go odzyskać, jest dla mnie wiele wart.
Nie czekała dłużej, tylko ominęła Jessiego i popędziła w stronę muzeum, starając się nie szeleścić sięgającą przed kolano, luźną kurtką o kolorze zgniłej zieleni. Przeszła pod taśmą policyjną, którą był oznaczony cały teren w okół muzeum. Wczoraj w nocy jacyś chuligani zorganizowali włamanie właśnie do tego muzeum. Co zabrali - to wie tylko policja. Rose nie martwiła się jednak o obrazy, czy rzeźby, ale o jedną niewielką rzecz: jej aparat.
Los tak chciał, że parę godzin przed napadem zdecydowała się obejrzeć wystawę, by zrobić kolejne zdjęcia do swojego albumu, ale wnerwiła ochroniarza, który kilka razy ją upominał o zakazie robienia zdjęć. Zabrał jej lustrzankę i oznajmił, że jeśli chce ją odzyskać, to jej opiekun musi po nią przyjść. Jednak zanim mama Noemi zdążyła ją odebrać, dowiedziała się o włamaniu i od razu założyła, że aparat także musiał zostać skradziony, ponieważ był wartościowy. Jednakże Noe nie mogła sobie odpuścić tego, by sprawdzić, czy lustrzanka naprawdę zniknęła.
Do środka dostała się tą samą drogą, co bandyci - przez potłuczone okno. I jak my mamy czuć się bezpiecznie w tym mieście, skoro policja nie pilnuje nawet, by nikt więcej tu się nie dostał, pomyślała Noe uważnie stąpając między odłamkami szkła. Przeszła pospiesznie przez kilka sal. Kilka z nich było lekko zdemolowanych, ale dziewczyna nie zauważyła braku któregoś eksponatu. Raczej wyglądało to tak, jakby włamywacz szukał jakiejś rzeczy, ale nie mógł jej nigdzie znaleźć. Po ominięciu paru pomieszczeń wreszcie dotarła do korytarza, w którym znajdowały się drzwi prowadzące do biura. Kiedy je znalazła, szarpnęła za klamkę, jednak drzwi nie ustąpiły. Były jedynym pomieszczeniem zamkniętym na zamek. Już zrezygnowana chciała odejść, kiedy obok drzwi dostrzegła doniczkę. Jej powierzchnia była zasłonięta szerokimi liśćmi. Odsłoniła je i wyciągnęła spod nich kluczyk. Strzepała z niego ziemię i zaśmiała się cicho sama do siebie, rozmyślając nad tym, jak bardzo można być przewidywalnym.
Wsunęła klucz do zamka i otworzyła powoli drzwi. Wewnątrz znajdowało się biurko z licznymi szufladami, a za nim wysokie, skórzane krzesło. Przy ścianach stało kilka szafek. Rose zaglądała po kolei do każdej z nich. Pootwierała też wszystkie szuflady, ale to było na nic. Po aparacie ani śladu. Tylko jakim cudem? Pomieszczenie wydawało się nienaruszone, a poza tym drzwi zostały zamknięte na klucz.
Oparła się o ścianę i powoli osunęła na ziemię. Głęboko westchnęła. Właśnie dotarło do niej, że musi pogodzić się ze stratą aparatu. Już chciała się podnieść i wracać do Jessiego, kiedy usłyszała cichutkie skrzypnięcie desek na podłodze z korytarza. Gdyby poruszyła się chwilę przed tym skrzypnięciem, pewnie przez szelest jej kurtki nie usłyszałaby tego. Wstrzymała oddech. W pierwszej chwili pomyślała, że może Jessie jak zwykle jej nie posłuchał i postanowił do niej dołączyć, ale czy on by się tak skradał? Przeczekała jeszcze minutę. Już nic nie usłyszała. Starała się poruszać jak najciszej. Podniosła się i powoli przeszła do drzwi. Wyszła nimi i już chciała odetchnąć z ulgą.
Jednak kątem oka zarejestrowała kogoś opierającego się o ścianę po prawej stronie od drzwi. Gwałtownie odwróciła się w tamtą stronę i z trudem powstrzymała krzyk. Mężczyzna opierający się o ścianę był wysoki i masywny. Jego ciemna, jak u Hiszpana karnacja pasowała do krótkich, kruczoczarnych włosów, które po części przykrywał równie czarny kapelusz. Ubrany był w elegancki, długi, ciemny płaszcz. W lewej ręce trzymał ozdobną, hebanową laskę, a w drugiej... aparat. Jej aparat. Spoglądał na Noemi oczami ciemnymi jak noc. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że wstrzymuje oddech.
- To zdaje się twoje - mężczyzna uniósł do góry aparat. - Ładne zdjęcia. Spodobało mi się zwłaszcza kilka... - mówił powolnie i z wyższością. - Ten chłopak... skąd go znasz?
Musiało chodzić mu o Jessiego. Noemi dyskretnie pstrykała mu czasami zdjęcia. Robiła to w tajemnicy, ponieważ Matt zawsze kazał jej usuwać swoje fotografie. Mówiąc to sprawiał wrażenie śmiertelnie poważnego, chociaż Rose nie rozumiała dlaczego. Przecież nikomu tych zdjęć nie pokazywała.
- Chodzi panu o... - zaczęła z łamiącym się głosem.
- Nie wymawiaj jego imienia! - przerwał jej mężczyzna, a Rosemea zaczęła zastanawiać się dlaczego jej tego zakazał.
Zapadła cisza.
- Kim pan jest? - zapytała wreszcie dziewczyna.
- Trzymaj - mężczyzna podsunął jej aparat, a Noe wzięła go szybko i zawiesiła sobie na szyi.
- Kim pan jest? - powtórzyła, tym razem bardziej stanowczo.
- Nazywam się Cornelius Cruger - przedstawił się z lekkim ukłonem. - Twój przyjaciel zapewne dobrze wie, jak mam na imię - nagle spoważniał. - Jednak nie sądzę, byś zdążyła mu cokolwiek powiedzieć.
Zanim jednak Noemi zdążyła zastanowić się nad jego słowami, on nagle zamachnął się czarną laską w jej kierunku. Dziewczyna schyliła się przed uderzeniem i dała w długą, ale poczuła szarpnięcie do tyłu. Uderzyła plecami o podłogę w pobliżu doniczki, a obok niej usłyszała jak aparat uderza w podłogę. Zastanawiała się, ile z niego zostanie, jeśli uda jej się stąd wydostać. Mężczyzna stał przy niej, przypatrując jej się z góry.
- Już mi nie uciekniesz - oznajmił z ponurym uśmiechem na ustach. - A teraz powiedz mi... Gdzie to jest?
Dziewczyna szukała w panice byle jakiej broni. Spostrzegła ją tuż obok siebie. Z dużym wysiłkiem podniosła doniczkę i wycelowała nią w napastnika, który w ostatniej chwili odskoczył do tyłu, trafiając na ścianę. Doniczka się roztrzaskała, a całą podłogę pokryła ziemia.
- Jessie! - krzyknęła, ile sił w płucach i podniosła się do góry.
Korzystając z okazji, że napastnik, słysząc imię "Jessie", stracił na chwilę rezon, rzuciła się do ucieczki. Drogę korytarzem pokonała bez problemu. Gorzej było na wypolerowanej, białej podłodze w kolejnych salach, po której się ślizgała. Biegła najszybciej jak tylko mogła. Ze strachu nie odczuwała zmęczenia.
- Już jesteś moja! - usłyszała kilka metrów za sobą głos Cornelius'a, który przyprawiał ją o gęsią skórkę.

Już, już była przy potłuczonym oknie, gdy nagle zatrzymała się ze zdziwienia. Była przy tym samym oknie, tylko, że... ono nie było już potłuczone. Zaczęła walić w nie pięściami, ale ono nie chciało ustąpić. Tuż za sobą usłyszała odgłos ciężkich kroków. Obróciła głowę do tyłu i ujrzała przy drzwiach swojego prześladowcę. Ponownie zwróciła się do szyby, kopiąc w nią i waląc. Nic. Zupełnie nic. Ani jednej ryski.
Postanowiła więc ponownie spróbować uciec Cornelius'owi, chociaż wiedziała, że to bez sensu, bo on i tak ją złapie. Jednak zanim ruszyła się z miejsca, usłyszała donośny, niski wrzask i odgłos rozpryskujących się odłamków muru o lśniącą marmurową podłogę. Natychmiast się obróciła i zdała sobie sprawę, że została sama w pomieszczeniu. Jednak trochę się tu zmieniło. Noemi powoli ruszyła do przodu i pochyliła się nad gruzem, rozsypanym na podłodze przy ścianie. Spojrzała w lewo i aż ją zatkało.
Ściana po jej lewej stronie miała teraz w sobie szczelinę, którą człowiek spokojnie mógłby przejść do drugiego pokoju. Wyglądało to tak jakby ktoś rzucił się na tą ścianę i ją przebił... albo rzucił w nią kogoś. Po sprawdzeniu, Noemi stwierdziła, że dla człowieka byłoby to niemożliwe. Ściana była na to za gruba. Przełożyła jedną nogę przez szczelinę, a potem drugą i takim sposobem znalazła się pokoju obok. Otaczały ją obrazy z namalowanymi na płótnach karykaturami. Zauważyła na podłodze, obok swojej nogi, że jeden z obrazów jest podarty. Zapewne wisiał w miejscu, gdzie teraz znajdowała się szczelina. Po drugiej strony zobaczyła to samo zjawisko.
Do jej uszu dotarły odgłosy walki. Podbiegła do kolejnej rozbitej ściany i również przez nią przeszła. Dalej zobaczyła to samo, więc podeszła do szpary i zajrzała przez nią. Na drugim końcu sali ujrzała Cornelius'a, leżącego na plecach na podłodze. Z czoła ściekała mu krew. Ledwo dyszał. Był cały ubrudzony pyłkiem, pochodzącym od ścian. Już chciała się wycofać, kiedy jej oczom ukazał się Jessie. Stał w pobliżu szczeliny. Na jego kurtce również dostrzegła taki sam biały pył.
- Jakim cudem tu się znalazłeś? - zapytał ostro Jess.
Cruger zaśmiał się lekko.
- Takim samym jak ty - odparł swobodnie, unosząc trochę głowę.
- Masz ją zostawić w spokoju! - wrzasnął chłopak.
- Kiedy dostanę to, czego chcę - powiedział Cornelius i wstał powoli, poprawiając płaszcz. - Zresztą, Claire, powinieneś się nią ze mną podzielić.
- Hm? - mruknął pytająco Jessie.
- Nie udawaj. Dobrze wiem, że też masz wobec niej pewne plany. Uważasz, że ona pomoże ci złamać klątwę? Może i tak, ale dobrze wiesz, że mój plan jest o wiele lepszy. Tylko pomóż mi zdobyć filary.
- Niczego nie dostaniesz. A już zwłaszcza nie od niej. Szukasz u złej osoby - zaoponował blondyn.
- W takim razie, dlaczego tu jesteś? Musiałeś wiedzieć, że w końcu po nią przyjdę. - Mężczyzna uśmiechnął się złowrogo.
- Spróbuj jej tknąć! - Chłopak ruszył na niego z pięściami.
Prawą ręką zadał mu cios w szczękę aż ten się zachwiał. Kiedy Cornelius odzyskał równowagę uderzył swoją drewnianą laską w podłogę. Po podłożu, od miejsca, w którym kij zetknął się z marmurową podłogą, zaczął "pełznąć" po podłodze niebieski, świecący okrąg. W momencie, kiedy dotarł do miejsca, w którym stał Jessie, chłopak został odrzucony daleko do tyłu uderzając w ścianę. Blondyn osunął się na podłogę, a krąg zniknął.
- Jess! - wrzasnęła Noemi i przeskoczyła przez otwór w ścianie.
Podbiegła do przyjaciela i uklęknęła obok niego. Chłopak podpierając się na rękach usiadł, opiekuńczo objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Dziewczyna pisnęła, kiedy blondyn wyjął zza pasa sztylet i wycelował nim w Cruger'a.
- Nie podchodź - wycedził przez zęby.
- Na dziś wystarczy - oznajmił mężczyzna. - Miło było mi cię wreszcie poznać, panno Levett. - Ukłonił się lekko Cornelius i po chwili dodał: - Na pewno jeszcze się zobaczymy.
Zaraz już go nie było. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Jessie i Noe jeszcze przez moment siedzieli tak nieruchomo. Potem chłopak powoli zabrał rękę, podniósł się i pomógł wstać Noemi. Nagle usłyszeli wycie syren. Policja dopiero teraz zorientowała się, że coś jest nie tak. Jessie spojrzał jej w oczy i powiedział cicho:
- Nie bój się. Nie pozwolę mu cię skrzywdzić.
- Ale czego on właściwie od ciebie chciał i... skąd ty go znasz? - zapytała dziewczyna, próbując otrząsnąć się z tego przeżycia. Noe spojrzała na rozbitą ścianę za sobą. - Ty... Ty to zrobiłeś?!
Chłopak lekko kiwnął głową z powagą.
- Wiem, że Cornelius nie planuje nic dobrego. Nie bez powodu został wygnany z mojego wymiaru. Miał tam wysoką pozycję.
- Z czego?! Jakiego znowu wymiaru? O czym ty mówisz?! - dopytywała Noemi.
- Miałem nadzieję, że nie znajdzie cię tak szybko - ciągnął dalej Jess, jakby dziewczyna nic nie powiedziała. Zaczął przemierzać salę tam i z powrotem. - Widocznie musiał trafić na mój trop. To nie dobrze. Bardzo nie dobrze. Chciałem cię przed tym uchronić i nie dopuścić, by cię znalazł.
- Ale dlaczego?
- Bo masz coś co chce Cruger - odparł blondyn. - Chociaż nie... Można powiedzieć, że masz do tego mapę.
- A tym czymś jest...? - zapytała.
- Coś, co może doprowadzić do zagłady twojego świata... I jeśli Cornelius'owi uda się to zdobyć, to prawdopodobnie mojego też.
- O czym ty w ogóle mówisz? - Noemi się zaśmiała, ale nie było w tym ani krzty wesołości. - Mój świat... twój świat... To brzmi jak z Tarzana.
Chłopak zatrzymał się i spojrzał na nią z konsternacją.
- No wiesz... Tarzan żył wśród małp w dżungli, a Jane z ludźmi. To zupełnie inne otoczenie.
- Nie o tym mówię. Jeśli chcesz mogę to określać jako wymiar.
- Wcześniej już powiedziałeś to słowo, ale kompletnie nie rozumiem o co ci chodzi. To jakaś metafora? - Noemi przekrzywiła głowę, czekając na odpowiedź. - Bo nie chce mi się bawić w zgadywanki. Właśnie jakiś facet, którego w ogóle nie znam, zaatakował mnie i chciał ode mnie czegoś, czego nawet nie mam.
- Ale w podświadomości wiesz, gdzie to jest - przerwał jej.
- Co z tego?! - wrzasnęła i obróciła się gwałtownie do tyłu, wskutek czego aparat, który wciąż był zawieszony na jej szyi uderzył ją w ramię. Noe dopiero teraz przypomniała sobie, że wciąż go ma. Zmusiła się, żeby na niego spojrzeć i skrzywiła się na widok tego, co po nim zostało. Lustrzanka była poobdzierana, widać było, że poodpadały od niej jakieś małe części. Z obiektywu zostało tylko potłuczone szkło. - Jeszcze aparat mi zepsuł!
- Naprawdę martwisz się teraz o aparat? - zapytał z rozbawieniem Jess.
- Pokażcie się! - oboje odwrócili się z kierunku głosu, który nadchodził z dworu.
- Policja już jest. - Jessie podszedł do Noe i obrócił ją do siebie. Przytrzymał ją za ramiona. - Zaraz się obudzisz, ale będziesz wszystko pamiętać... - posmutniał. -... oprócz mnie. To znaczy, będziesz kojarzyć, że istnieję, ale ani nie zapamiętasz tego jak wyglądam, ani nawet mojego imienia. To jest część tej klątwy, o której mówił Cornelius. Przez to nie mogę wrócić do swojego wymiaru - pokręcił głową. - Chociaż gdybyś zapamiętała to jedno, głupie imię, byłbym już bliżej celu. Jednak na razie, kiedy mogę cię spotykać tylko tutaj, to raczej nie możliwe. Pracuję nad tym, żeby móc pokazać ci się w prawdziwym świecie.
Noemi chciała coś powiedzieć, ale Jess nie dał jej dojść do głosu.
- Cruger odważy się zaatakować tylko tutaj, więc bez obaw. Lustrzanka naprawdę nie jest stłuczona. To się dzieje tylko w twoim umyśle.
Noemi wytrzeszczyła oczy.
- Kończy nam się czas, Noe. - Opuścił ręce z jej ramion. - Do zobaczenia. - Pocałował ją w czoło. - Zapamiętaj moje imię - to ostatnie Noemi usłyszała jak przez mgłę. Nagle wszystko zaczynało się zamazywać. Poraziła ją jasna poświata, więc zamknęła oczy.
Pierwsze co poczuła to miękki materiał owinięty wokół jej nóg. Otworzyła powieki i usiadła gwałtownie, ciężko dysząc. Kołdra leżała zwinięta na końcu łóżka. W okół siebie zobaczyła amarantowe ściany i białe meble. Przez okna wpadały promienie porannego słońca. Była u siebie. W swoim domu. Ostatnie co pamiętała to spojrzenie czarnych jak noc pary oczu, ale nie miała pojęcia do kogo należą.
________________________________________
Tak, tak, wiem, że dla większości z was mój prolog jest za długi jak na "typowy" prolog, ale ja widziałam takich wiele i nie mogłam inaczej rozpocząć mojego opowiadania ;) Zapraszam na następną część.