PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ
Rout, California
- Na pewno nic sobie nie przypominasz? - Pani Blase ściągnęła lekko brwi. - Może chociaż pierwsza litera imienia.
- Wiem jedynie, że jest ono krótkie - powiedziałam w zamyśleniu. - Kiedy Cornelius po mnie przychodzi, wystarczy, że go zawołam, a on się pojawi. Niezależnie od tego, jak daleko ode mnie się znajduję. Ten chłopak za każdym razem gra mojego wybawcę.
- Wiem, wiem, ale... - psycholog zaczęła podgryzać końcówkę długopisu. - Nadal nie rozumiem, co ten cały Cornelius od ciebie chce i jaką rolę ma w tym tajemniczy chłopak.
- W takim razie jedziemy na tym samym wózku - wbiłam wzrok w klinicznie białą ścianę naprzeciwko.
Wystrój tego pomieszczenia, zaczynał mnie już denerwować. Praktycznie wszystko było tu w odcieni bieli. Nawet podłoga była wykonana z wybladłego drewna. Przez ogromne okno wpadało zbyt dużo światła, które raziło mnie za każdym razem, kiedy próbowałam spojrzeć w stronę szyby.
- Co czujesz, gdy widzisz Cornelius'a? - zapytała Pani Blase. - Strach? Złość? A może coś mocniejszego, jak przerażenie i nienawiść?
- Dlaczego pani wciąż mnie o to pyta? Do czego w ten sposób dojdziemy? - zapytałam, podnosząc trochę głos. - Nie sądzę, iż mówiąc pani, co czuję w obecności Cruger'a, dowiemy się, dlaczego mam te sny.
- Pozwól mi wykonywać swoją pracę, dobrze Noemi? - psycholożka nachyliła się do mnie.
- Jasne - wsunęłam się w zagłębienie w krześle, który równie dobrze mogłabym nazwać fotelem.
- Kiedyś opowiadałaś mi, że te sny tworzą... jakby historię. Możesz rowinąć tę myśl?
- Nie opowiadałam pani tego jeszcze? Hm.. One często nagle się urywają, by następnego wieczoru dokończyć historię. Wie pani... to tak jak w serialach.
- Jak w serialach... - powtórzyła Pani Blase.
- To wszystko na dziś? - zapytałam, licząc na pozytywną odpowiedź.
Pani Blase westchnęła głęboko i spojrzała na mnie z pobłażaniem.
- Rozumiem, że to twoja mama zmusza cię, abyś tutaj przychodziła, ponieważ chce się dowiedzieć skąd się biorą twoje sny, więc skoro i tak już musisz tu być, to może przynajmniej spróbuj trochę ze mną współpracować. Zdaję sobie sprawę z tego, że wszyscy w okół ignorują to co przydarza ci się każdej nocy oraz uważają to za błahostkę i głupi przypadek, a ty zostajesz z tym sama. Mama też wysyła cię tu dla świętego spokoju. Ostatnio jednak skarżyła mi się, że zaczynasz mylić rzeczywistość z fikcją.
W odpowiedzi mruczę tylko jakieś słabe "yhym". Pani Blase jednak patrzy na mnie wyczekująco i jestem zmuszona odpowiedzieć pełnym zdaniem
- Po prostu czasami w realu zaczynam zastanawiać się, czy to napewno nie sen... Czy zaraz się z niego nie wybudzę? Teraz też się nad tym zastanawiam.
- Noemi, to nie sen - oznajmia spokojnym, pewnym głosem.
- Przecież we śnie powiedziałaby pani to samo! - wyprostowałam się na krześle.
Pani Blase zamyśliła się na chwilę.
- Słyszałaś może kiedyś o proroczych snach?
Prychnęłam.
- Naprawdę? Te sny mają coś przekazać?
- A może to nie sny chcą ci coś przekazać, ale... ludzie, którzy się w nich znajdują - psycholog lekko zmrużyła swoje piękne, duże, brązowe oczy.
- To miałoby sens, gdyby nie to, że wciąż z niewiadomych powodów zapominam imienia tego chłopaka.
- Czytałam kiedyś taką książkę, w której obcy... tak jakby włamywali się do mózgów człowieka i mieszali w jego snach.
- Sądzi pani, że w moim mózgu siedzi jakiś pasożyt, który tylko czeka aż zasnę i wchodzi do mojego snu? - uśmiechnęłam się kpiąco i uniosłam do góry brwi.
- Możliwe - tym razem odezwała się trochę ostrzej.
Kobieta wstała z miejsca i podeszła do biurka. Podniosła segregator i odwróciła się do mnie.
- Na dziś wystarczy. Niedługo powinna zacząć się lekcja - wycedziła, dając mi znak, abym wyniosła się z pokoju.
Wyszłam na korytarz akurat w momencie, kiedy zadzwonił dzwonek. Ruszyłam w stronę mojej szafki po potrzebne na tą lekcje książki. Wkręciłam kod do szarej szafki i ją otworzyłam. W lusterku znajdującym się wewnątrz zobaczyłam, że moje brązowe włosy są bardzo potargane. Przez to, że rano prawie zaspałam na wizytę u psychologa, kompletnie zapomniałam je uczesać. Palcami przeczesałam włosy i usiłowałam jakoś je ułożyć. Skończyło się na tym, że pozwoliłam im luźno opaść na ramiona.
Wyjęłam książki i już chciałam zamknąć drzwiczki, ale nie zdążyłam, ponieważ czyjaś ręka zrobiła to za mnie i oparła się o szafkę. Ta ręka należała do niskiej, niebieskookiej piękności ubranej w biało - niebieski strój cheerleaderki, który dobrze się na niej prezentował. Katherine May - jedna z najlepszych cheerleaderek w naszym zespole i moja najlepsza przyjaciółka od 10 lat, która mogłaby napisać żenującą książkę o moim życiu i wszystkich sekretach. Patrzyła na mnie "spod byka", ale nie było w tym prawdziwej wrogości.

- Niby o czym? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Jak to o c z y m ? Sama mi mówiłaś, że twoja matka znalazła dla ciebie zastępczego tatusia - wycedziła z uśmiechem na ustach. W słowach "zastępczego tatusia" słychać było kpinę. - Czy ona naprawdę myśli, że znajdując sobie nowych facetów, któryś z nich okaże się tak idealny, że zechce zostać ojcem siedemnastoletniej dziewczyny z nietypowymi problemami i zastąpi ci twojego prawdziwego ojca, którego nie pamiętasz?
- To on nas zostawił - wycedziłam szybko i ruszyłam do klasy.
- Jesteś pewna, że masz słuszność mówiąc "nas"? - Katherine zaczęła iść tuż obok mnie, tak, że nasze ramiona się stykały. - Może tu chodzi tylko o twoją mamę? Nie pomyślałaś, że to ona mogła go wykopać z domu i zabronić widywać się z tobą, Hope i Nathaniel'em?
Hope i Nathaniel byli moim rodzeństwem. Hope jest ode mnie o dwa lata młodsza. Między mną a Nathaniel'em jest taka sama różnica wieku, tylko, że tym razem to on jest starszy. Katherine często się z nim spotyka na boisku szkolnym, ponieważ ma treningi cheerleaderek w tym samym czasie, co treningi koszykówki. Nate ma około 190 cm wzrostu, więc przyjęli go do drużyny bez problemu.
- To nie możliwe. Mama by się tak nie zachowała - sama nie byłam pewna swoich słów, ale starałam się powiedzieć to bardzo przekonująco.
Jednak chyba mi nie wyszło, bo Kat spojrzała na mnie z pobłażaniem. Zresztą czemu ja się dziwię? Katherine znała mnie od dziecka. Nie miałam ochoty dalej kontynuować tego tematu. Kat chyba to zauważyła, bo wróciła do poprzedniego tematu.
- No to co z tym facetem? - mruknęła.
- Dzisiaj mama chce zapoznać z nim mnie, Hope i Nathaniel'a - bąknęłam.
- No, no. A gdzie? W jakiejś ekskluzywnej restauracji, czy raczej w barze mlecznym? - droczyła się ze mną Katherine.
- Le Reve - zerknęłam na nią z ukosa, czekając na reakcję.
- Le Reve?! - powtórzyła z niedowierzaniem. - Noe, przecież to jedna z najbardziej ekskluzywnych restauracji w Rout.
- On stawia.
- Czyli jednak bogaty - Kat trąciła mnie łokciem i spojrzała na mnie z przebiegłym uśmiechem na ustach. - Może tym razem nie będzie tak źle.
Tym razem nie zdołałam powstrzymać uśmiechu.
_____________________________________________________________
Po tak dłuuugim czasie wreszcie dodałam na bloga 1 rozdział :) Zmieniłam styl pisania, ponieważ taki mi bardziej odpowiadał i od teraz opowiadanie będzie pisane z punktu widzenia Rose.
